Bardzo
pozytywny, wprawiający w dobry humor film. Uśmiechała się przez cały następny
dzień po jego obejrzeniu. Myślę, że pomimo że nie zwykłam oglądać filmów ani
czytać książek dwa razy (za dużo jeszcze do obejrzenia i przeczytania, a czasu
za mało), to mogłabym obejrzeć ten film w łóżku jeszcze wiele razy, np. jako
doskonałe remedium na smutki.
Kilka
słów o fabule. Księżniczka Anna (Audrey Hepburn) w trakcie
podróży po Europie w pewnym momencie przeżywa kryzys związany z tym, jak
wygląda jej życie. Jako miejsce padło na Włochy. Nie ma się jej co dziwić, że jak
słyszy za oknem rozbawionych Włochów i Włoszki, to chciałaby do nich boso
wybiec , a tymczasem musi słuchać nudnego harmonogramu na kolejny dzień.
Księżniczka Anna jednak wybiega. Na swej drodze spotyka przystojnego
dziennikarza (Gregory Peck),
który niechętnie, ale jednak, przygarnia dziewczynę myśląc, że jest pijana.
Tymczasem Anna jest pijana ze szczęścia;) i pod wpływem środków
uspakajająco-nasennych. Dalszy ciąg filmu to przygody Anny, Joe’a i jego
przyjaciela – fotografa. Anna pali pierwszego papierosa, rozbija gitarę na
głowie mężczyzny, sama prowadzi vespę i wreszcie… całuje się z przystojnym
dziennikarzem.
Film
jest bardzo ciepły i przyjemnie się go ogląda, ale nie kończy się tradycyjnym
happy endem w stylu „i żyli długo i szczęśliwie”. Wręcz przeciwnie przystojny
dziennikarz odchodzi powolnym krokiem z pałacu królewskiego i zakochani pewnie
już nigdy się nie zobaczą, ale jak deklaruje na końcu Anna – chwil spędzonych w
Rzymie na pewno nie zapomni do końca życia.
Dla
mnie film kończy się spełnieniem. Anna jest spełniona, bo uciekła, przeżyła
cały dzień jak chciała, pewnie nawet lepiej niż to sobie wyobrażała, a w
smutnym życiu dziennikarza też drgnęły jakieś struny i Anna zapełniła jakieś
dotąd niezapełnione sfery serca mężczyzny. Film koncentruje się na docenieniu
chwili, nie na roszczeniowości czy użalaniu się nad złym losem, stąd zapewne
tak dużo pozytywnego ładunku.
Najlepszą
sceną jak dla mnie jest ta, gdy Anna, jak przystało na 100% kobietę, jak gdyby
nigdy nic, zamawia szampana w kawiarni, na co biednemu dziennikarzowi nie
pozostało nic innego jak zamówić... zimną kawę, bo na więcej go już nie było stać. Pękałam ze śmiechu…no cóż... I’m
glad I am a woman! :)
(Źródło: http://www.youtube.com/watch?v=l-PmluGC2wk)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz