środa, 8 kwietnia 2015

Kontrowersyjna Charlotte (Pl. Zbawiciela Warszawa, Pl. Szczepański Kraków)

Jest w Warszawie i Krakowie. Ta warszawska była podobno pierwsza, budzi też o wiele żywsze emocje. Miałam nie pisać na tym blogu o miejscach, które wszyscy znają i są tzw. "modne", ale w tym przypadku MUSZĘ zrobić wyjątek, właśnie przez skrajne emocje, które ta piekarnia/restauracja francuska wzbudza – nawet u mnie.


Zacznę od siebie. Stacja Warszawa.

Zawsze podobały mi się ciemnożółte kolumny kamienicy na Pl Zbawiciela, w której 27 kwietnia 2011 otwarła się Charlotte. Potem nie podobały mi się tłumy specyficznie wyglądających - między sobą tak samo, choć chcących się odróżniać od innych - ludzi kłębiących się na zewnątrz tego miejsca byle znaleźć się jak najbliżej charlottowych kolumn. Miejsce stało się bardzo popularne i zaryzykowałabym stwierdzenie "najmodniejsze w Warszawie". Ile razy latem znalazłam się na Pl. Zbawiciela, to pod Charlotte zawsze tłumy tzw. "hipsterów", co mnie odpychało i zniechęcało, do tego miejsca, choć ze względu na gastronomiczny - francuski profil powinnam uderzać tam jak w dym.

Pewnego razu z lekką prześmiewczością, ironicznością i ciekawością moje nogi przestąpiły próg warszawskiej Charlotte, a potem również krakowskiej.

Co do gości Charlotte owszem są i ci specyficzni, ALE są też całkiem normalni, którzy lubią dobrą, prostą francuską kuchnię, albo poprostu przychodzą tam kupić bagietkę na kolację (niektórzy pewnie dla szpanu, ALE niektórzy, bo lubią wypiekane tam na miejscu pieczywo – choć ci pierwsi napewno się nigdy do tego nie przyznają i zawsze wszyscy kupujący bagietki w Charlotte będą w tej drugiej grupie;) Tak czy siak w Charlotte modnie jest bywać i jest to w dobrym tonie w niektórych kręgach - kręgi te w moim odczuciu są nie tak bardzo ograniczone jak na początku myślałam, ale znacznie szersze, obejmujące również ciekawych świata i kuchni pozytywnych ludzi. Wszystkich kytykującym i podśmiewającym radzę wybrać się z otwartą głową i oczami na małą wycieczkę krajoznawczą na kawę i croissant'a – z socjologicznego punktu widzenia ciekawe doświadczenie. Pomijam celowo wszystkie aspekty polityczne, ideologiczne i inne łączenia Charlotte z tęczą i ogólnie Placem Zbawiciela jako symbolem dla różnych ludzi różnych rzeczy, bo ten blog jest o ciekawych miejscach na gastonomicznej mapie Warszawy. Morał z tego prosty – Charolotta CIEKAWYM miejscem wartym opisania na tym blogu z pewnością JEST, choćby przez skrajne odczucia, które wzbudza i nie taki diabeł straszny jak go malują.


Jedzenie.

Chleb wypiekany na miejscu. Zresztą prawie wszystko robione jest na miejscu. Dominują tu śniadania i wina. Zarówno kuchnia jak i wystój prosty i francuski. Ceny nie są wygórowane, jak można by się spodziewać – dla przykładu - croissant za 4,5 zł (niewiele więcej niż w zwykłej piekarni/cukierni), kawa latte 9 zł. Ciekawą opcją są zestawy śniadniowe a wśród nich "śniadanie Charlotte" z imponująco wyglądającymi i jeszcze lepiej smakującymi konfiturami/musami/czekoladami Charlotte podawanymi w prostych słoikach (co naprawdę fajnie wygląda!:) a bardzo delikatny mus malinowy - palce lizać!!:) No i oczywiście nie mogę nie wspomnieć o "Śniadaniu Charles" z.....kieliszkiem wina musującego:) ciekawa propozycja dla mających co świętować nawet przy śniadaniu:)

Są również kanapki i na zimno i na ciepło, zupy, pyszne desery z creme brulee na czele, no i oczywiście francuskie specjały takie jak np. foie (mus z wątróbek drobiowych).

Aaa i nie mogę zapomnieć o pysznych winach domowych podawanych w karafkach. A propos Charlotte oczywiscie aktywnie celebruje co roku święto Beaujolais Nouveau jak na francuską knajpę przystało. Nie mogę nie wspomnieć też o obsłudze, ktora i w warszawskim, i krakowskim lokalu jest bardzo miła, uśmiechnięta, pozytywna i wygląda to tak jakby Panie i Panowie kelnerzy bardzo dobrze się bawili pracując, a o to przecież chodzi, choć niektórzy mogliby być trochę bardziej ogarnięci ;)


Kilka słów o Krakowie.

Z moich obserwacji lokal dużo większy, ale i dużo mniej oblegany, przez co może przyjemniej się tam spędza czas. Menu to samo co w Warszawie i styl wystroju wnętrza ten sam. Jest więc też i duży integrujący dość popularny w nowych lokalach tzw. "common table".

Na marginesie, mimo popularności takich stołów ja i tak mam do nich słabość i taki duży drewniany surowy stoł kiedyś sama sobie sprawie.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz