poniedziałek, 13 kwietnia 2015

NY i uroki architektury - trochę o książce, trochę o serialu

Miasta mają coś w sobie, coś takiego że można się w nich zakochiwać. Tworzą całość, oddychającą tętnącą życiem. Zmęczoną nad ranem, bo imprezowym weekendzie i spieszącą się do pracy w poniedziałek rano. 

W budynkach też można się kochać i to od pierwszego wejrzenia! Z jednym to jest TO od samego początku, a z innym choćbyś nie wiem jak go zmieniał nigdy się nie dopasujecie. Ludzie w budynku też tworzą jego całość a życie sąsiedzkie z psychologicznego/socjologicznego pkt widzenia to na bardzo ciekawe zjawisko. Budynki - ich klimat kształtują ludzie w nich zamieszkujący, ich historie i wzajemne relacje.


I miasto - Nowy Jork i budynek - Piąta Aleja 1 to główne zalety książki Candace Bushnell o zaskakującym tytule "Piąta Aleja". Książka nie jest nowością wydawniczą. Moje wydanie jest np. z 2008 r. wpadła mi w ręce kiedyś przypadkiem w antykwariacie i doczekałą się swoich 5 min pod hasłem - "coś lekkiego, niewymagającego". I jeśli będziecie mieć podobne potrzeby to zachęcam, w normalnych warunkach, przy typowym zapotrzebowaniu intelektualnym może być trochę "niewystarczająca". Nie zdradzając całkowicie fabuły książka opisuje liczne intrygi i historie nowojorczyków w różnym wieku i o różnym zasobie porfela. Jak na tego typu książkę jest i wątek miłosny, sex, dużo sexu a nawet moderstwo. Jest pisana lekkim, dynamicznym, współczesnym językiem. Dobrze i szybko się czyta.

Pisząc o książce nie sposób nie wspomnieć o jej autorce. Candace Bushnell - amerykańska felietnistka uważana jest ponoć za pierwowzór Carrie Bradshaw a fragmenty felietonów Candace z kolumny w New York Observer Sex and the City w dość luźnej aranżacji stanowiły fabułę kultowego amerykańskiego serialu HBO Sex and the City. 

I to sprowadza nas do serialu. Produkowany w latach 1998-2004, zatem ponadczasowy skoro w 2015 na jakims blogu się jeszcze o nim pisze ;) sądząc po ilości like'ów na fb - ponad 13,5 mln z pewnością ponadczasowy jest. Zarówno do filmu jak i serialu miałam kilka podejść. Wniosek mam taki - jest OK można oglądać jak nie ma nic lepszego do oglądania, ale szału nie ma, choć serial ma swoich zagorzałych fanów. Potencjalnymi odbiorcami powinny być chyba kobiety ok. 30tki tj. główne bohaterki, wobec tego mój rozwój emocjonalny jest raczej na etapie serialów przeznaczonych dla młodszych odglądaczy typu "Gosspi Girl", który bym bez wahania wybrała gdyby ktos mi kazał z tych dwóch wybierać. W każdym razie amerykańskie seriale o Upper East Side są bardzo wdzięcznym pożeraczem czasu. 

A Carrie Bradshaw (graną oczywiście przez równie kultową co serial Sarah'ę Jessicę Parker) lubię najbardziej chyba za... jej miłość do kamienicy, w której mieszka. W serailu jak i w książce jest oczywiście i moda, ale tu prym wiedzie głównie Manolo Blahnik, w tym aspekcie również polecem Gossip Girl jest zdecydowanie większa różnorodność projektantów, a stroje Blair Woldorf czy Sereny Vanderwoodsen to prawdziwa uczta do oczu. 

Zarówno w książce, jak i w serialu interesująca jest jak się zdaje ta sama postać - w książce o imieniu i nazwisku - Billy Litchfield a w serialu Stanford Blatch (aktor - Willie Garson).           


  

              

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz